piątek, 16 września 2011

Czas bezimienny i imienny






Zainspirował mnie wiatr irlandzki, a właściwie wichura straszna, która trwała prawie trzy dni. Jakoś nie znoszę dobrze wiatrów. W Nowym Sączu miałam problemy z halnym a w Dublinie MAM problemy z jakimś bezimiennym... wiatrem. Nie śpiąc często można więcej nawymyślać niż w najbardziej nieproduktywnej pracy. Tutaj miałam taką nudną pracę, że podczas jej wykonywania mogłam wszerz i wzdłuż obmyślić moje życie szczegółowo... i nie tylko moje. CZAS...

NIM SIĘ OBEJRZAŁAM osiągnęłam 40-sty rok życia. Właściwie muszę przyznać, że nie przeżyłam tych lat wcale. Prawie wszystko co przeżyłam do tej pory wydaje mi się życiem kompletnie innej osoby. To nie mogłam być ja. W życiu bym sobie nie wymyśliła gorszego scenariusza na życie. Może dlatego lepiej, że wydaje mi się, że to nie ja je przeżyłam. Chyba bym świadomie tego nie uniosła. Szkoda że  jakieś zdarzenie w dzieciństwie jest w stanie zmienić całe przyszłe życie. Kim bym była teraz, gdyby nie to zdarzenie? Może malowałabym zawodowo, może to byłoby moje źródło utrzymania, lub chociaż byłabym już po 20-stej wystawie? Może miałabym jednego męża i trójkę dzieci z tego małżeństwa? Może mieszkałabym w pięknym domu lub chociaż w pięknym małym mieszkanku? Może nie musiałabym się tułać po świecie, żeby dać utrzymanie moim dzieciom? Ale chyba nie miałabym wtedy Marcela, naszego kochanego mulatka, bo skąd w poukładanym porządnym małżeństwie taki mulatek? Musiałby być adoptowany. Mulatek na szali z porządnym małżeństwem, mieszkaniem i malowaniem zawodowym? Strasznie trudny to byłby wybór,  gdyby ktoś mi kazał wybierać...nie umiałabym wybrać.  Zawsze czułam się nie na swoim  miejscu. W każdej wspólnocie, społeczności czułam się poza. Nigdy nie poszłam za swoimi marzeniami, pasjami...no może nie ‘nigdy’. Owszem marzenie pt. Dzieci w jakiś sposób zrealizowałam. Ale to tak tylko wyszło. W wieku 15 lat wypowiedziałam chyba  jakieś magiczne słowo stwierdzeniem, że chciałabym mieć trójkę dzieci w odstępie 9 lat. Prawie się spełniło bo między Mają a Marcelem jest 18 lat różnicy. Nie umiałam odróżnić drania od niedrania. Nie umiałam nie pakować się w kłopoty. Choć też ładnie umiałam się z nich wygrzebywać. Pewnie większość społeczeństwa nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to jest nie przeżyć swojego życia? Dla mnie było niezrozumiałe jak  można żyć własnym życiem. Dopiero teraz wiem co to znaczy. I dopiero teraz wiem, jak wiele zostało mi odebrane.  Czas Jest jednak Nieubłagany. Nic nie wróci, niczego nie da się zrobić inaczej. Bezimienny pozostaje bezimiennym dopuki nadamy mu imię. Jakie imię wybieram dla mojego  życia po 40-stce? Te które jest już za mną śmiało można nazwać Popiep...nym.  Może dlatego nie lubię pieprzu za dużo w potrawach.  Czas. Którędy poszedł? A ten, którego zawsze mi brakowało? Ten dla mojej córki? Gdzie on się poniewierał? Siedział Schowany między moimi problemami z ojcem mojej córki. Czasem się wychylał jak na niego już mocno krzyczałam. Kleiłyśmy wtedy domek z kartonu dla jej lalek. I to chyba jedyne ‘’czasami’’ jakie pamiętam. Częściej pamiętam, że mówiłam jej:’’nie teraz, bo myślę’’. I byłam święcie przekonana, że ta czynność myślenia jest tak bardzo ważna. Jakbym miała odkryć przyczynę moich ciągłych klęsk na polu unikania awantur. Nie odkryłam jej nigdy. Do tej pory nie udaje mi się wytłumaczyć jej tacie prawie niczego bez awantury. I po co było tyle myśleć? Tak nie efektywnie...na szczęście przestałam 6 lat temu. Przynajmniej tyle się uchowało Czasu.

A  teraz gdzie jest ten Czas dla mojej córki? Teraz to akutarat wiem gdzie jest. Teraz to on jest w przyszłości, wydrukowany na bilecie do Polski. Będziemy wpatrywać  się z Marcelem jak Maja się uczy do matury.

Bardzo wzruszyły mnie Twoje posty mała, duża moja córuś. Nie śmiem nawet twierdzić, że talent słowotwórczy masz po mnie, bo ja jestem jedynie nieśmiałym Twym cieniem na tym polu. I cieszy mnie to jak nic. Że jestem cieniem. Wzrusza mnie to jak nic. Do tej pory często miewam łzy w oczach i załamuje mi się głos, gdy widzę jak ktoś robi coś dobrego komuś, lub jak sama taką chwilę odkrywam wokół siebie. Wiem że dużo dobrego dałam Ci ukochana. To ciągłe moje pisanie wierszydeł... Ty byłaś jedyną, która się tymi wierszami zainteresowała i pokochała je. Jesteś tym czym ja jestem i jeszcze czymś więcej. Dużo więcej.  Tak jak na obrazie „Słoneczniki-Pokolenia”. Dziś jak Marcelowi śpiewałam nową piosenkę właśnie tak łamał mi się głos ze wzruszenia... wzruszyło mnie, że śpiewam swojemu dziecku piosenkę. Taka całkowicie prosta rzecz, taka prosta czynność, taka banalna... a taka cudowna i niesamowita mi się wydała. Tyle radości mam w tym śpiewaniu a Marcel chyba to czuje, bo bardzo jest radosny, gdy się mu śpiewa.  Czemu taka zwykła, normalna dobroć jest dla mnie aż tak wzruszająca.  Czyżby Czas tu też mi spłatał  okrutnego figla?  Okrutnego, bezimiennego, brakującego figla, który nie zaistniał w moim życiu?

Czas mojego życia po 40-tce będzie miał na imię Król Czas po prostu. Bym pamiętała że płynie...


Mama






"Słoneczniki-Pokolenia"
olej, 100cm x100cm




1 komentarz:

  1. Jak tu spokojnie... jak dobrze...

    I mnie wzrusza śpiewanie i opowiadanie i tłumaczenie dzieciom, gdy patrzę na nas z boku.

    Powodzenia!

    M

    OdpowiedzUsuń