poniedziałek, 9 stycznia 2012

teoria straty

Mam taką może słuszną może niesłuszną teorię...
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad Wit.B12 i nad weganizmem, a że nie podchodzę lekce do spraw to i tę sprawę rozpatruję ostrożnie, poważnie, dogłębnie zanim osiągnę punkt decyzyjny...Może gdybym nie karmiła i nie miała dziecka na wyżywieniu, to bym się tak długo nie zastanawiała. A tak się zastanawiam i moje zastanowienia wyglądają następująco:
1. Szukam naturalności, bo uważam, że Natura wie najwięcej o nas, ludziach.
Wychodząc z tego założenia gdybyśmy mieli jeść mięso, to byśmy byli wyposażeni we wszystko do złapania go, zabicia i obróbki jeśli takowa byłaby potrzebna. Czyli potrzebowalibyśmy mocnych, ostrych pazurów-do złapania zwierzątka, choćby najmniejszego; mocnych, ostrych zębów- do podgryzienia mu gardełka; no i teraz zależy na jakie zwierzątko byśmy polowali to potrzebowalibyśmy albo mocnych, szybkich nóg do biegania itd itd...no a tego nie mamy. Natura nas w to nie wyposażyła ani Bóg też nie wyposażył.
2. Sprawa zabijania. Gdybyśmy naturalnie mieli zabijać zwierzęta do jedzenia, to na widok takiego zwierzęcia nadającego się na jedzonko byśmy się zwyczajnie ślinili. Adrenalinka podchodziłaby nam pod mózg, wierciła w rękach i nogach, gotowa w każdej sekundzie do odpalenia myśliwskich atrybutów. A ja na widok zwierzęcia choćby najmniejszego mam ochotę je pogłaskać, choćby to był kociak duży lub mały, mam ochotę porozmawiać jak z psem czy świnką, czy z koniem czy z krówką. Zauważyłam że większość ludzi mówi albo na głos albo w myślach do zwierząt. Po co? Czyżbyśmy  czuli, że one są w stanie nas zrozumieć?
Nie byłabym w stanie zabić gołymi rękami żadnego zwierzęcia. Widok krwi napawa mnie czymś dalekim od ślinienia się, napawa mnie wstrętem, torsjami, jakimś wewnętrznym kamieniem w żołądku. A nawet jakimś narzędziem typu nóż trudno mi było kiedyś pokroić mięso (już zabitego przez kogoś innego) zwierzęcia. Trudno mi jest wytrzymać zapach w sklepie mięsnym. Jest odrażający. Ohydny.
3. Gdyby było naturalnym zjedzenie mięsa, to myślę, że byśmy umieli to mięso zjeść na surowo. A podobno nie ma większego siedliska robaków niż surowe mięso. Może dla robaków rzeczywiście jesteśmy dodatkowym gatunkiem zapewniającym im przetrwanie :) Ale dla nas, ludzi to nie jest dobre szukać źródła robaków. Ostatnio co światlejsi lekarze biją na alarm, że każdą chorobę powinniśmy leczyć zaczynając od odrobaczania chorego. Robaki nas zżerają po prostu.
4. A sprawa Wit. B12? Czemu jej nie ma nigdzie oprócz mięsa? Znaczy jest w śladowych ilościach. Hm...HM...hm...jedyne co mi przychodzi do głowy to, ze przez tyle pokoleń mięsożerców może nasze organizmy straciły umiejętność produkowania jej samemu? Może braliśmy ją z innych źródeł, o których dziś nie jesteśmy w stanie sobie przypomnieć? Może wcale nie jest nam ona tak potrzebna jak naukowcy piszą?

Pamiętam, że jak jadłam mięso, to w mojej głowie królowały takie myśli, że zwierzę typu świnia jest nieczysta, tłusta, głupia. A kury to już w ogóle głupie stworzenia, które podobno głupieją jak się im ustawi rządek ziaren i nagle się go rozwidli, że nie potrafią wybrać, które ziarno: lewe czy prawe skubnąć pierwsze. Krów to się wręcz bałam, że potrafią człowieka zdeptać żywcem. Nie wiem czy cokolwiek z tych myśli było choć trochę uzasadnione. Ale dziś, po 4 latach niejedzenia mięsa to kura, świnka czy krówka czy nawet ryba wydają się być dla mnie takimi samymi współistnieniami jak ja sama. Nie wydaje mi się bym miała jako człowiek jakiekolwiek prawo do wyzyskiwania innych istnień, Jak myślę o cielęcinie, to widzę ciało dopiero co urodzonego istnienia. Skoro mam do wyboru całą paletę roślin, na widok, których ślinię się z apetytem i wyciągam wysoko ręce w nadziei zerwania jakiegoś soczystego jabłka to po co mam iść do śmierdzącego sklepu po mięso? Kanapki robię z pasztetami i pastami i fascynuje mnie to, że za każdym razem mam zupełnie nowy smak. A kolory warzyw i owoców są tak upajające jak żaden widok mięsa w całym Królestwie Zwierząt. Nie wydaje mi się, żeby Jezus mógł jeść zwierzęta. I jego uczniowie. Ktoś tak szeroko kochający i tak szeroko pokojowy nie mógłby chyba. Ja nie jestem tak szeroko kochająca...ale nawet picie mleka wydaje mi się niehumanitarne. Czy chciałabym doić moją mamę do sześćdziesiątki by całe życie dawała mi mleko?  A skoro nie, to z pewnością mleko nie jest mi niezbędne do życia. Lub na pewno nie taka jego ilość jak statystyczna sprzedaż na głowię. Podkraść jakiejś krówce trochę mleka może nie byłoby wielką zbrodnią...ale po co? Pamiętam smak mleka prosto od krowy jak pierwszy raz wypiłam takie mleko. Było ohydne. Potem się przyzwyczaiłam, bo mówiono mi że zdrowe...A kozie mleko to w ogóle porażka tak na pierwszy raz. Czy jakikolwiek nowy owoc lub warzywo w moich ustach wywołało podobne odczucia? Raczej nie pamiętam.
Straciliśmy jako ludzie zdolność rozpoznawania. Ufamy naukowcom, badaniom, kazaniom, wykładom, a własnemu instynktowi, własnemu doświadczeniu, własnemu wglądowi, własnemu smakowi, własnym wnioskom,własnym odczuciom? Chyba nie bardzo? Straciliśmy zaufanie do samych siebie. Straciliśmy zdolność produkcji Wit. B12.
Daliśmy sobie wmówić wiele kłamstw.
Tylko, że powrót jest w zasięgu ręki.
Jesteśmy jak ptaki, którym wmówiono, ze nie posiadają skrzydeł i nie potrafią latać.
Były epoki w dziejach ludzkości, kiedy jeden człowiek z racji urodzenia uzurpował sobie prawo do wyzyskiwania innego człowieka...Przemysł mięsny ukrywa przed ludźmi metody produkcji mięsa i tylko dlatego ludzie tak masowo kupują mięso, nieświadomi w jaki sposób traktujemy naszych "braci mniejszych", mówiąc za  św. Frankiem...
Strata ogromna...tyle istnień...

Mama

2 komentarze:

  1. Zgadzam się... Stuprocentowo się zgadzam... :)) Płakać mi się chce, gdy myślę o ludziach, którzy tego jeszcze nie rozumieją, albo już nie rozumieją. Nie umiem, nie umiem przekonywać tych, którzy dali się okłamać. Wiem, że każdy musi zrozumieć sam, ale tak bardzo bym chciała pomóc...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja niestety sądzę, że większości ludzi to nie obchodzi...

    OdpowiedzUsuń